Marszem do urn

Pandemia koronawirusa obnażyła kruchość konsumpcjonistycznego modelu naszej cywilizacji, która pusząc się nowoczesnością a przypisując współczesnej nauce i potędze gospodarki wolnorynkowej niemal magiczne moce, okazała się być stodołą pełną siana, która od małej iskierki natychmiast zapłonęła.

Ludzie kultury zachodu, która powszechnie hołduje iluzji Królestwa Bogactwa i Przyjemności siedzą teraz pozamykani w domach panicznie bojąc się kaszlącego sąsiada, butelki wody dotkniętej w sklepie przez kasjera bez rękawiczek czy w końcu tego, że pracodawca za chwile ich poinformuje, iż zamyka swoją firmę. Mało kto spodziewał się, że epidemia choroby, która w stosunku do hiszpanki, dżumy czy cholery dość oszczędnie obchodzi się z ludźmi, wywoła prawdziwy kataklizm w światowej ekonomii. Kilka lat temu ostrzegał przed tym m.in. Bill Gates: „- Jeśli coś zabije 10 mln ludzi w ciągu najbliższych dekad, najprawdopodobniej będzie to wysoce zakaźny wirus, a nie wojna. Nie pociski, a mikroby. Częściową przyczyną są ogromne inwestycje w nuklearne straszaki przy znikomych nakładach na powstrzymanie epidemii. Nie jesteśmy gotowi na kolejną epidemię. Przyjrzałem się eboli używając narzędzi do studium przypadków stosowanych do śledzenia walki z polio. Problemem nie okazał się źle działający system, ale brak systemu.„

Kraje bogate, jak np. Niemcy stać na uruchomienie potężnej pomocy dla całego państwa i objecie parasolem ochronnym wszystkich obywateli. Dziś, w sytuacji kryzysowej wychodzi prawdziwa różnica między naszym krajem a lepiej rozwiniętymi państwami. Tak jak w starej przypowieści, że szczelność beczki poznać można, gdy się ją całkiem napełni, tak jakość gospodarki i władzy każdego z państw weryfikujemy dziś w stanie pandemii.

Czy możemy mieć pretensję, że zaproponowana przez PiS „Tarcza Antykryzysowa” to zaledwie minimalistyczne działania w porównaniu do naszych zachodnich sąsiadów? Raczej nie. Chciałoby się oczywiście wiele rzeczy w niej poprawić, ale czy znajdą się pieniądze choćby na połowę zawartych w niej obietnic? To nie zła wola dziś rządzących czy niewłaściwa ocena sytuacji, to po prostu wychodzi dziadostwo naszego kraju, który nawet w normalnych warunkach nie jest w stanie utrzymać na godnym poziomie służby zdrowia czy systemu emerytalnego. Złe rządzenie od początku istnienia III RP koncentrujące się na przypodobywaniu elektoratowi i unikaniu trudnych, reformatorskich decyzji; tworzeniu szkodniczej biurokracji oraz otaczaniu opieką stanowiskową tysięcy działaczy partyjnych i ich rodzin daje dziś takie właśnie efekty. O ile państwa bogate jakoś przejdą przez światowy kryzys mocno nadwyrężając swoje rezerwy, o tyle Polska, a zwłaszcza nasi obywatele zostaną przez kryzys przeciągnięci. Przy takiej polityce rządowej, jaką mamy, przy takim stanie finansów, jakiej rządzący są sprawcami, przy całkowicie zbędnych wymaganiach machiny biurokratycznej – optymizm równoznaczny jest z szaleństwem. Liczyć można tylko na to, że epidemia zostanie okiełznana bądź sam wirus nie będzie już tak agresywny. Szczególną rolę pełnią dziś pracownicy służby zdrowia, którzy przez lata zaniedbywani stali się teraz  naszymi żołnierzami frontowymi. Może ktoś w końcu ruszy głową i doceni ten sektor, bo czymś niebywałym jest, iż ludzie ratujący nam życie zarabiają ułamki tego, co m.in. wysportowani faceci latający po trawie za kawałkiem okrągłej skóry.

Również sektor naukowy, który opłaca się w Polsce głodowymi pensjami, nagle staje się ostatnią nadzieją w zwalczeniu koronawirusa. Nauka nie od razu nam pomoże. Na szczepionkę poczekać trzeba będzie co najmniej z rok, a i tak jej przyjęcie będzie trochę jak rosyjska ruletka – jeśli biorący będzie zarażony wirusem, szczepionka może znacząco pogorszyć jego stan zdrowia.

Epidemia staje się też swego rodzaju kuźnią ludzi i testem ich osobowości. Czytałem kilka dni temu post młodego studenta ratownictwa medycznego, który zadeklarował, że nie zamierza leczyć nikogo zarażonego, jak również w niczym takim osobom pomagać, gdyż nie będzie narażał się na wirusa dotykającego akurat te pokolenia, które są odpowiedzialne za tak zły stan służby zdrowia. Niech się sami leczą… Taka odpowiedzialność zbiorowa: jaką sobie stworzyli opiekę medyczną – z takiej niech sobie sami korzystają. To nawet nie rewanżyzm pokoleniowy, lecz cocktail egocentryzmu, tchórzostwa i zwykłej głupoty. Mądrość podobno przychodzi z wiekiem, oby przyszła, choć łatwo w tym przypadku raczej nie będzie.

Choć epidemia koronawirusa uderzyła w nas wszystkich, to trzeba zachować do niej dystans i znać jej miarę. Jest ona stosunkowo małym problemem przy innych potencjalnych zagrożeniach dla naszej cywilizacji. Naszą planetę dotykały i zapewne nie raz jeszcze spotkają inne wydarzenia, na które nie będziemy mieć żadnego wpływu. Wokół nas krąży sporo ciał niebieskich, które mogą zostać zauważone przez obserwatoria astronomiczne na kilkanaście godzin przed kolizją z Ziemią. Słońce może dokonać wyrzutu koronalnego (znowu korona…), co wywoła u nas burzę magnetyczną. Według Amerykańskiej Akademii Nauk, gdyby dziś miała miejsce burza taka, jak w 1859 roku, która spaliła na naszym globie telegrafy, mogłaby zniszczyć cały system energetyczny krajów uprzemysłowionych. Spalone transformatory nadają się wyłącznie na śmietnik, a wytworzenie nowych zajęłoby ok. 12 miesięcy – o ile producent miałby zagwarantowane dostawy surowca i energii, co w takich okolicznościach byłoby niemożliwe. Burza zniszczyłaby również całą elektronikę: komputery i wszelkie nośniki danych (od dysków twardych po używane m.in. przez banki do archiwizacji danych taśmy magnetyczne), telefony, wiele urządzeń medycznych czy praktycznie cały nowoczesny sprzęt wojskowy. To nie żadna fantasmagoria – taką burzę magnetyczną  mieliśmy zaledwie 161 lat temu. O superwulkanach, typu Yellowstone, mogących wystrzelić w każdej chwili i pogrzebać nas pod stertą popiołu, jak i o innych zagrożeniach nawet nie ma co się rozwodzić. Wystarczyła epidemia koronawirusa, którego 80% z nas przechodzi bezobjawowo, a już mamy kryzys, jakiego większość z nas nie pamięta.

Cieszmy się więc tym, co mamy, a grzecznie siedząc w domu nie marnujmy czasu. Może nie dostaniemy koroną po głowie, może biurokratyczne obwarowania tarczy antykryzysowej nie zrujnują nam życia. Może 10 maja pójdziemy zagłosować, bo dzisiaj uchwalone zmiany w Kodeksie Wyborczym zwiększają to prawdopodobieństwo. Czy wybory się jednak odbędą, pewne nie jest. Bywa, że głowa chce, lecz ciało nie działa… I przypomina mi się cytat Aleksandra Sołżenicyna: „Czy zawodowi politycy nie są tylko wrzodami na karku społeczeństwa, przeszkadzającymi mu swobodnie kręcić głową i poruszać rękoma?”.

Piotr Musiał

About Piotr Musiał
Przewodniczący Wolność i Równość

Leave a comment

Your email address will not be published.